Będziemy zbawieni pojedynczo – Jaume Cabre, Wyznaję

Jaume Cabre urodził się w Barcelonie. Jako młody chłopiec zaczął się uczyć gry na skrzypcach, od najmłodszych lat kształcił słuch. Być może dlatego teraz ma tak bardzo wyostrzoną wrażliwość na słowa. Na ich fakturę, sens, na morfologię języka i jego strukturę. Pisarz traktuje język nie tylko jako narzędzie komunikacji, lecz także – a może przede wszystkim – jako siłę sprawczą zdolną do stwarzania światów. Niczym demiurg powołuje do życia postaci, miejsca i rzeczy. Wyznaję jest dziełem erudycyjnym, z dużą wrażliwością na detale, ale wspaniale wyrażonym. Jego lektura nie będzie zadaniem łatwym – wymaga maksymalnego skupienia, ale z pewnością – satysfakcjonującym.

„Przyjście na świat w tej rodzinie było niewybaczalnym błędem” – od tego zdania swoją opowieść rozpoczyna bohater książki Adrian Ardevol. Jego życie, a co za tym idzie – opowieść, było bardzo smutne, pełne niespełnionych marzeń i ambicji. Z pozycji doświadczonego sześćdziesięciokilkulatka mężczyzna może spojrzeć na swoją przeszłość z dystansem, który pozwoli mu ocenić, jaka ona właściwie była. Wychował się w gabinecie ojca, namiętnego kolekcjonera pamiątek przeszłości – rękopisów, instrumentów (szczególnym sentymentem darzył skrzypce), książek. Młody Adrian padł ofiarą wybujałych ambicji Feliksa, który chciał, aby syn wypełnił plan, który dla niego przygotował. Bez względu na wszystko.

Życie całej rodziny przebiegało w cieniu ojca. To on kształtował ich los, traktował swoich bliskich jak instrumenty muzyczne, tworzył autorską sonatę. Adrian nigdy nie lubił robić tego co jego rówieśnicy. Nie spędzał czasu na zabawach – jego ulubionymi zajęciami były czytanie, uczenie się historii, łaciny i francuskiego. Lubił chodzić do szkoły muzycznej, ćwiczył gamy, improwizacje, a nawet lubił przeglądać hasła w encyklopedii. Wierzył w moc sprawczą sztuki, mówił: „Skrzypce, kiedy je bierzesz do ręki, mają moc zmieniania ludzi”[1], chociaż później dodał: „sztuka jest moim zbawieniem, ale nie zbawi ludzkości”[2]. Sztuka potrafi zmienić, ale – jednostki. Być może droga prowadzi właśnie od szczegółu do ogółu. Jak pisał Zbigniew Herbert w wierszu U wrót doliny: „będziemy zbawieni pojedynczo”[3].

Adrian nie lubił tylko jednego – być wystawionym na pokaz przez swojego ojca, który uwielbiał chlubić się umiejętnościami syna. Myślę, że traktował go jako swoje dzieło. Stąd też Wyznaję jest w dużym stopniu opowieścią o dotkliwej samotności wyjątkowego chłopca, który w tym samym stopniu czuje odrazę i wdzięczność wobec ojca. Adrian najbardziej to odczuł, ponieważ po śmierci Feliksa matka chciała przejąć kontrolę nad synem, aby wychować go na przekór pierwotnym zamiarom męża. Młodzieniec definiował siebie poprzez pryzmat własnych rodziców. To oni decydowali, kim mam być, co prowadziło do opłakanych dla niego skutków. Na przykład nie potrafił nazwać swojej wiary, religii. Jego rodzice nie chodzili do kościoła, nie byli wierzący. Na pytania o wyznanie odpowiadał: „Jestem nikim”. Był za młody, aby znać pojęcie „ateizmu”, ale w słowie: „nikt” tkwi niepokój egzystencjalny. Od najmłodszych lat ktoś podejmował za niego decyzje, dlatego też kiedy pojawiły się pierwsze symptomy buntu, można było się spodziewać wielkiego konfliktu.

Niczym dzieło muzyczne kompozycja „Wyznaję” jest polifoniczna – narracja i czas akcji zmieniają się nagle i niespodziewanie, czytelnik nie zawsze wie, kto w danym momencie do niego przemawia. Również w strategii narracyjnej autor używa wielu niestandardowych rozwiązań. Nalegał między innymi na to, aby pewne wypowiedzi w językach obcych nie zostały przetłumaczone (ani nawet opatrzone przypisem), często również zaraz obok mowy niezależnej używa mowy zależnej, relacjonuje dialogi bohaterów, zamiast je opisać. Narracja powieści przesuwa się w czasie od teraźniejszości do przeszłości, z powrotem do teraźniejszości i do przyszłości, aby wrócić aż do XVII wieku, kiedy – jak mówi narrator – wszystko się zaczęło. Pięćset lat temu Jachaim, syn bracharza, zabił w afekcie Bulchanija. Od tego właśnie zaczęła się historia Adriana. Od jego przodka, który musiał ratować się ucieczką przed zemstą i trafił do Rzymu, gdzie poświęcił się w pełni nauce. Przeszłość splątuje się tu z teraźniejszością. W mrokach hiszpańskiej inkwizycji odnajdujemy nazistowskich zbrodniarzy. Inkwizytorzy naradzają się z hitlerowskimi oprawcami na temat najlepszych metod eksterminacji Żydów. Wszystkie totalitaryzmy są do siebie podobne bez względu na czas i miejsce ich występowania. W opowieści narratora jest też obecna przyszłość, z urywków narracji dowiadujemy się o epizodach, które mają nastąpić w życiu Adriana.

Ośrodkiem całej historii zawartej na kartach powieści są skrzypce. Pewne wyjątkowe skrzypce, które były przez wieki świadkami wielu mrocznych historii, spoczywały w rękach nielicznych osób, ale zawsze były to dłonie osób, które potrafiły docenić ich piękno i moc sztuki. Traktowane z nabożną czcią i bojaźnią, niczym mityczna arka przymierza, były siedliskiem siły sprawczej, ale też wszyscy bali się choćby na nie spojrzeć. Każdy kapłan sztuki pożądał ich równie mocno, co obawiał się na nich zagrać. Wydaje się, że w powieści sztuka odgrywa rolę Boga (potrafi zbawić), a artyści są jego kapłanami. Jest to wiara nieszczęśników, ludzi smutnych, przygnębionych i przytłoczonych życiem, którzy szukają ukojenia w literaturze, muzyce, malarstwie. A „prawdziwa sztuka rodzi się z jakiejś frustracji. Nie tworzy się w stanie szczęścia”[4].

Wyznaję to powieść wymagająca skupienia i uwagi, ale z nawiązką odpłacająca czytelnikom ich trud. Są w niej zaklęte piękno, duży ładunek emocjonalny i próba zbliżenia się do tajemnicy sztuki, która potrafi zbawiać. Autor eksploruje w niej też tajemnicę życia i tego, co sprawia, że jesteśmy, kim jesteśmy. Powieść Cabrego to z pewnością jedna z najważniejszych pozycji czytelniczych 2013 roku.

 

Jaume Cabre, Wyznaję, przełożyła Anna Sawicka, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2013

 

Tekst pierwotnie ukazał się w portalu NoirCafe.pl

 

[1] Jaume Cabre, Wyznaję, przełożyła Anna Sawicka, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2013, s. 195.

[2] s. 500.

[3] Zbigniew Herbert, Wiersze wybrane, Wydawnictwo A5, Kraków 2005, s. 45.

[4] s.334

Rafał Siemko
Autor jaki jest, każdy widzi. Absolwent filologii polskiej, na co dzień pracuje w branży ubezpieczeniowej. Wielbiciel Metalliki, poezji Herberta, Miłosza i Szymborskiej oraz prozy Camusa i Vargasa-Llosy.
Skąd nazwa bloga? Rano czytam, później idę do pracy; po pracy gram na gitarze albo w piłkę nożną. A czas na pisanie znajduję jedynie w nocy. Aktualnie mieszkam w Monachium.
Rafał Siemko on Blogger

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *